piątek, 22 lutego 2013

Liam :)


Dzień, jak co dzień. Wszystko szło po mojej myśli. W szkole dostałam dwie bardzo dobre oceny. Wróciłam do domu zadowolona ze swoich osiągnięć. Mama krzątała się w kuchni przekładając z miejsca na miejsce garnki z wyśmienitym jedzeniem.
- I jak w szkole? – zapytała mama nie odrywając się od swojej zajmującej pracy.
- A nawet dobrze! – uśmiechnęłam się słodko zaglądając do naczyń z pysznościami. – Dwie bardzo dobre oceny. Na WF graliśmy w siatkówkę i nawet nie źle mi szło.
- Cieszę się miśku – powiedziała mama.

Poszłam do siebie odrobić zadanie i pouczyć się na poniedziałek. Wolę odbębnić naukę w piątek, niż potem ślęczeć nad książkami w niedzielę. Na pierwszy ogień poszła biologia. Budowa tanek, ich rodzaje. Mamrotałam pod nosem regułki i definicje.
Potem fizyka. Pierwsza zasada dynamiki, druga, trzecia… Za nic w świecie nie mogłam zapamiętać drugiej!
Napisałam zadanie z angielskiego i francuskiego. Fajnie jest mieć tatę francuza, może mi pomagać przy zadaniu domowym. Znaczy się , ja na razie nie potrzebuję jego pomocy, ale dobrze wiedzieć, że w razie czego, mam na kogo liczyć.

Naukę skończyłam koło godziny dziewiętnastej. Na zewnątrz było już ciemno. Mój ukochany pies upominał się o spacer. Nie mogłam mu odmówić tej przyjemności. Złapałam za granatową smycz i przypięłam ją do psiej obroży.
Powiedziałam mamie, że wychodzę i ubrałam słuchawki na uszy. W wysokich adidasach i skórzanej kurtce szłam w stronę rzeki. Tigra (imię wymyślił mój brat po tym, jak pies zamiauczał podczas kolacji) zadowolona ciągnęłam mnie mocno.

Szłam słuchając swoich ulubionych piosenek. Nuciłam sobie pod nosem. Spuściłam Tigrę ze smyczy, a ta pobiegła w krzaki płosząc małe zwierzaki.

Doszłyśmy do mostu. Metalowe poręcze pomalowane ciemno niebieską farbą wyglądały przerażająco. Betonowe podłoże nadawało się idealnie do jazdy na rolkach. Jednak tym razem nie to przykuło moją uwagę.
Za barierką stała wysoka postać w kapturze. Chciała skoczyć. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co robić. Tigra gdzieś zniknęła.
Podeszłam do ciemnej postaci zwróconej twarzą do rwącej rzeki. Stanęłam w odległości dwóch metrów. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.
- Cześć – powiedziałam nie pewnie. Z pod szarego kaptura wyjrzała zapłakana twarz chłopaka. Wyglądał mizernie. Zaczerwienione oczy przepełnione smutkiem.
- Czego chcesz? – warknął patrząc w dół, na rwący nurt rzeki.
- Tylko pomóc! Złaź stamtąd to porozmawiamy.
- Odwal się! Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął i puścił się barierki.
- Zaczekaj! Jak masz na imię? – zapytałam czując, jak serce o mały włos nie wyskakuje mi z piersi.
- Liam – burknął zrezygnowany.
- Pozwól mi zrozumieć. Zejdź stamtąd i porozmawiajmy, jak człowiek z człowiekiem. – Miałam szczerą nadzieję, że moje słowa dojdą do mózgu tego chłopaka
- To nie jest twoja sprawa!
- Liam! Proszę cię! Zejdź – spojrzał na mnie i przeszedł mozolnie przez barierkę. Stanął na betonowym moście i zapłakał. Podbiegłam do niego i przytuliłam go mocno.
Jestem durna! Tulę jakiegoś nieznanego mi gościa i ratuję go przed śmiercią.

***Później***

- To przez Daniell. Powiedziała, że jej nie wystarczam. Ona chce czegoś więcej od życia – Liam siedział w moim pokoju, w dłoni trzymając kubek z gorącą herbatą. Mamy była zdziwiona widząc zmarnowanego chłopaka. Nic jednak nie powiedziała, choć widziałam, że miała na to wielką ochotę.
- To nie powód żeby ze sobą kończyć! – powiedziałam stanowczo.
- Daniell była dla mnie wszystkim! Jak mam bez niej życ? [T.I] ja nie potrafię! – powiedział odkładając kubek na szafkę nocną.
Nie mogłam na niego patrzeć. Wyglądał, jak siedem nieszczęść. Było mi go serdecznie żal. Wiem, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego.
- Rozumiem cię – powiedziałam cicho siadając koło niego. – Pomogę ci o niej zapomnieć.


***Trzy tygodnie później***

- Liam! Liam! Gdzie ty do jednaj cholery jesteś?! – biegałam po lesie próbując go znaleźć. Nigdzie go nie było!
- Bu! – poczułam jak łapie mnie od tyłu i powala na pachnącą liśćmi ściółkę. Śmiałam się głośno czując, jak jego zwinne palce łaskoczą skórę na biodrach.
- Liam… Li..am… hahah… poddaję się! – śmiałam się głośno. Powoli zaczynało mi brakować powietrza i sił.
- Jestem boski! - powiedział siadając obok mnie i wyjmując telefon z kieszeni. Zmienił się. Bardzo się zmienił. Często się śmiał, żartował i spędzał czas ze znajomymi. Na początku było ciężko, nie mógł się pogodzić ze stratą Daniell. Z czasem jednak pogodził się z tym, zaczął żyć własnym życiem.

Ostatnio Dan skontaktowała się z nim. Chciała się spotkać. Wiedziałam, że namiesza w jego psychice. Chłopaki z zespołu Liam’a też byli przeciwni temu spotkaniu. Martwili się o niego, trak samo, jak ja. Nasze zdanie się nie liczyło. Decyzja należała do Liama.
Poszedł na spotka nie. Nie było go bite trzy godziny! Zabijaliśmy czas grając w „Monopoli” . Zayn okazał się najlepszym biznesmanem i ograbił nas do zera.
Liam wrócił ucieszony, jak nigdy. Od razu pomyślałam, że zszedł się z tą Daniell. Usiadł na kanapę i zaczął skakać po kanałach. Po dwudziestu męczących minutach ciszy Louis nie wytrzymał.
- No powiedz wreszcie, jak było?! – krzyknął.
- Spotkaliśmy się w parku. Piękne, romantyczne miejsce. Przepraszała mnie za swoją głupotę – Czułam, jak niewidzialny szpikulec kłuje mnie w serce.- Mówiła, że chce to wszystko naprawić, zacząć od nowa. Twierdziła, że nigdy nie popełniła większego błędu…
- Pierdoli… - przerwał mi Harry.
- Daj mi skończyć! – powiedział stanowczo Liam marszcząc śmiesznie brwi – Wyznała mi miłość.
Zemdliło mnie.
- Ja jednak nie podzielałem jej uczucia i powiedziałem, że to definitywny koniec. Moje serce należy już do kogoś innego.
Chłopaki pogratulowali mu udanej decyzji. Ja tez byłam z niego dumna. Jednak poczułam ukłucie żalu, że już ma inną wybrankę.

Leżeliśmy na leśnej ściółce spoglądając w tętniące życiem korony drzew.
- Pamiętasz, jak powiedziałem, że moje serce ma już właściciela.
- Tak, pamiętam – odparłam ze smutkiem.
Uniósł się na łokciach i zakrył ustami moje wargi. Jego gorący język pieścił moje podniebienie, przyprawiając mnie o przyjemne ciarki. Odwzajemniłam ten pełen namiętności gest.
- Chciałem udowodnić, że tak naprawdę jest – powiedział cicho gładząc mnie po policzku – I na zawsze tak zostanie.  

Przepraszam, że tak długo mnie nie było,
ale siła wyższa, zwana zdrowiem, odmówiła posłuszeństwa.
Ale jest i mam nadzieję, że się podoba 

Pozdrawiam Jessica :*

4 komentarze:

  1. Świetny wpis ! Nie mogę się doczekać następnego. Pisz dalej , warto . Zapraszam do mnie http://come-on-cocoa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajne mimo że nie przepadam za one direction
    melliden.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudooooooooooooooo♥

    Zapraszam do mnie my-life-itp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię 1D, ale blog niczego sobie ;)
    zapraszam: inaczejznaczypomojemu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń