Dzień, jak
co dzień. Wszystko szło po mojej myśli. W szkole dostałam dwie bardzo dobre
oceny. Wróciłam do domu zadowolona ze swoich osiągnięć. Mama krzątała się w
kuchni przekładając z miejsca na miejsce garnki z wyśmienitym jedzeniem.
- I jak w
szkole? – zapytała mama nie odrywając się od swojej zajmującej pracy.
- A nawet
dobrze! – uśmiechnęłam się słodko zaglądając do naczyń z pysznościami. – Dwie bardzo
dobre oceny. Na WF graliśmy w siatkówkę i nawet nie źle mi szło.
- Cieszę się
miśku – powiedziała mama.
Poszłam do
siebie odrobić zadanie i pouczyć się na poniedziałek. Wolę odbębnić naukę w
piątek, niż potem ślęczeć nad książkami w niedzielę. Na pierwszy ogień poszła
biologia. Budowa tanek, ich rodzaje. Mamrotałam pod nosem regułki i definicje.
Potem
fizyka. Pierwsza zasada dynamiki, druga, trzecia… Za nic w świecie nie mogłam zapamiętać
drugiej!
Napisałam
zadanie z angielskiego i francuskiego. Fajnie jest mieć tatę francuza, może mi
pomagać przy zadaniu domowym. Znaczy się , ja na razie nie potrzebuję jego
pomocy, ale dobrze wiedzieć, że w razie czego, mam na kogo liczyć.
Naukę
skończyłam koło godziny dziewiętnastej. Na zewnątrz było już ciemno. Mój
ukochany pies upominał się o spacer. Nie mogłam mu odmówić tej przyjemności.
Złapałam za granatową smycz i przypięłam ją do psiej obroży.
Powiedziałam
mamie, że wychodzę i ubrałam słuchawki na uszy. W wysokich adidasach i skórzanej
kurtce szłam w stronę rzeki. Tigra (imię wymyślił mój brat po tym, jak pies zamiauczał
podczas kolacji) zadowolona ciągnęłam mnie mocno.
Szłam
słuchając swoich ulubionych piosenek. Nuciłam sobie pod nosem. Spuściłam Tigrę
ze smyczy, a ta pobiegła w krzaki płosząc małe zwierzaki.
Doszłyśmy do
mostu. Metalowe poręcze pomalowane ciemno niebieską farbą wyglądały
przerażająco. Betonowe podłoże nadawało się idealnie do jazdy na rolkach.
Jednak tym razem nie to przykuło moją uwagę.
Za barierką stała
wysoka postać w kapturze. Chciała skoczyć. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam co
robić. Tigra gdzieś zniknęła.
Podeszłam do
ciemnej postaci zwróconej twarzą do rwącej rzeki. Stanęłam w odległości dwóch
metrów. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.
- Cześć – powiedziałam
nie pewnie. Z pod szarego kaptura wyjrzała zapłakana twarz chłopaka. Wyglądał
mizernie. Zaczerwienione oczy przepełnione smutkiem.
- Czego
chcesz? – warknął patrząc w dół, na rwący nurt rzeki.
- Tylko
pomóc! Złaź stamtąd to porozmawiamy.
- Odwal się!
Ty nic nie rozumiesz! – krzyknął i puścił się barierki.
- Zaczekaj!
Jak masz na imię? – zapytałam czując, jak serce o mały włos nie wyskakuje mi z
piersi.
- Liam –
burknął zrezygnowany.
- Pozwól mi
zrozumieć. Zejdź stamtąd i porozmawiajmy, jak człowiek z człowiekiem. – Miałam szczerą
nadzieję, że moje słowa dojdą do mózgu tego chłopaka
- To nie
jest twoja sprawa!
- Liam!
Proszę cię! Zejdź – spojrzał na mnie i przeszedł mozolnie przez barierkę.
Stanął na betonowym moście i zapłakał. Podbiegłam do niego i przytuliłam go
mocno.
Jestem
durna! Tulę jakiegoś nieznanego mi gościa i ratuję go przed śmiercią.
***Później***
- To przez
Daniell. Powiedziała, że jej nie wystarczam. Ona chce czegoś więcej od życia –
Liam siedział w moim pokoju, w dłoni trzymając kubek z gorącą herbatą. Mamy
była zdziwiona widząc zmarnowanego chłopaka. Nic jednak nie powiedziała, choć
widziałam, że miała na to wielką ochotę.
- To nie
powód żeby ze sobą kończyć! – powiedziałam stanowczo.
- Daniell
była dla mnie wszystkim! Jak mam bez niej życ? [T.I] ja nie potrafię! –
powiedział odkładając kubek na szafkę nocną.
Nie mogłam
na niego patrzeć. Wyglądał, jak siedem nieszczęść. Było mi go serdecznie żal.
Wiem, jak to jest stracić kogoś tak bliskiego.
- Rozumiem
cię – powiedziałam cicho siadając koło niego. – Pomogę ci o niej zapomnieć.
***Trzy
tygodnie później***
- Liam!
Liam! Gdzie ty do jednaj cholery jesteś?! – biegałam po lesie próbując go
znaleźć. Nigdzie go nie było!
- Bu! –
poczułam jak łapie mnie od tyłu i powala na pachnącą liśćmi ściółkę. Śmiałam
się głośno czując, jak jego zwinne palce łaskoczą skórę na biodrach.
- Liam…
Li..am… hahah… poddaję się! – śmiałam się głośno. Powoli zaczynało mi brakować
powietrza i sił.
- Jestem
boski! - powiedział siadając obok mnie i wyjmując telefon z kieszeni. Zmienił
się. Bardzo się zmienił. Często się śmiał, żartował i spędzał czas ze
znajomymi. Na początku było ciężko, nie mógł się pogodzić ze stratą Daniell. Z
czasem jednak pogodził się z tym, zaczął żyć własnym życiem.
Ostatnio Dan
skontaktowała się z nim. Chciała się spotkać. Wiedziałam, że namiesza w jego
psychice. Chłopaki z zespołu Liam’a też byli przeciwni temu spotkaniu. Martwili
się o niego, trak samo, jak ja. Nasze zdanie się nie liczyło. Decyzja należała
do Liama.
Poszedł na
spotka nie. Nie było go bite trzy godziny! Zabijaliśmy czas grając w „Monopoli”
. Zayn okazał się najlepszym biznesmanem i ograbił nas do zera.
Liam wrócił
ucieszony, jak nigdy. Od razu pomyślałam, że zszedł się z tą Daniell. Usiadł na
kanapę i zaczął skakać po kanałach. Po dwudziestu męczących minutach ciszy
Louis nie wytrzymał.
- No powiedz
wreszcie, jak było?! – krzyknął.
-
Spotkaliśmy się w parku. Piękne, romantyczne miejsce. Przepraszała mnie za
swoją głupotę – Czułam, jak niewidzialny szpikulec kłuje mnie w serce.- Mówiła,
że chce to wszystko naprawić, zacząć od nowa. Twierdziła, że nigdy nie
popełniła większego błędu…
- Pierdoli…
- przerwał mi Harry.
- Daj mi
skończyć! – powiedział stanowczo Liam marszcząc śmiesznie brwi – Wyznała mi
miłość.
Zemdliło
mnie.
- Ja jednak
nie podzielałem jej uczucia i powiedziałem, że to definitywny koniec. Moje
serce należy już do kogoś innego.
Chłopaki
pogratulowali mu udanej decyzji. Ja tez byłam z niego dumna. Jednak poczułam
ukłucie żalu, że już ma inną wybrankę.
Leżeliśmy na
leśnej ściółce spoglądając w tętniące życiem korony drzew.
- Pamiętasz,
jak powiedziałem, że moje serce ma już właściciela.
- Tak,
pamiętam – odparłam ze smutkiem.
Uniósł się
na łokciach i zakrył ustami moje wargi. Jego gorący język pieścił moje
podniebienie, przyprawiając mnie o przyjemne ciarki. Odwzajemniłam ten pełen
namiętności gest.
- Chciałem udowodnić,
że tak naprawdę jest – powiedział cicho gładząc mnie po policzku – I na zawsze
tak zostanie.
Przepraszam, że tak długo mnie nie było,
ale siła wyższa, zwana zdrowiem, odmówiła posłuszeństwa.
Ale jest i mam nadzieję, że się podoba
Pozdrawiam Jessica :*